Piszę, bo czuję się w obowiązku uprzedzić Was, którzy być może zamierzacie to czytać, że filler (Róże we Mgle, 01. 08. 2015r., ok. 17:00) będzie długi. Cholernie długi. Około 20 stron w Wordzie lekką ręką. Dlatego proponuję zrobić zapas cierpliwości, kanapek, herbatki, czegoś mocniejszego, cokolwiek. :D
Dla mnie ten filler jest bardzo ważny. W tej chwili nawet ważniejszy niż Rozmowa 6, bo tak naprawdę wiele rzeczy się w końcu zgodziło i ujawniony zostanie główny wątek opowiadania. Taki, na który wpadłam w zasadzie całkiem niedawno [nie żeby coś, ale dziś mnie olśniło i wszystkie brakujące elementy wskoczyły na miejsce] i który, mam nadzieję, okaże się w pewnej mierze symboliczny, bo traktuje też o wydarzeniu, jakie niesamowicie zmieniło jednego z bohaterów.
Kogo mogę obiecać? V., Westów i może trochę Jokera. Troszeczkę. No i Berena (on mnie ciągle zadziwia; miał być przecież tylko epizodem…).
Ta notka jest też dla mnie okazją dla dwóch kolejnych rzeczy:
○ podziękowania najlepszej na świecie beta-readerce (Foka, du bist am besten!), która wbrew pozorom typową beta-readerką nie jest, bo zamiast truć o przecinkach, pomaga mi zarysować charaktery postaci. I być może zrobi jeszcze więcej. Dzięki, Kobieto! :)
I tak, masz rację, powinnam się skupić na RM, a nie rozdrabniać na pierdoły.
○ podziękowania 2D i Lazellowi oraz Wszystkim, których nie znam z imienia/nazwiska lub znam z nicku. Za czytanie, komentowanie, obserwacje, wejścia, głosy w konkursie na bloga lipca.
A jak ktoś jeszcze nie zagłosował, a ma ochotę, to tu, o tutaj!, jest link. Euphiś Cię poprowadzi, nie martw się.
Mam nadzieję, że zapowiadana długość Was nie przerazi i zostaniecie. Ciekawa jestem, jak przyjmiecie Róże we Mgle. Ja się dziwnie jaram – może dlatego, że mi blogger w pewnym momencie 3/4 przepisanego tekstu usunął i musiałam pisać od nowa (Hagiri nigdy nie zostawia rękopisów. Nigdy). Ale chyba wyszło lepiej, więc się cieszę. Biegnę kończyć przepisywanie!
Aha, jeszcze jedno. Dajcie znać, co u Was! :)
P.S.: Post za kilka dni standardowo poleci do Angebera, coby śmietnika z Chalcedonu nie robić.